Recenzja - Skakanka ThornFit Odin
ThornFit to firma mocno zakorzeniona w świecie CrossFitowym i ogólnie rzecz biorąc - w treningu funkcjonalnym. Ich sprzęt coraz śmielej pojawia się w rękach trenujących osób, które porzucają pseudo akcesoria z Ali, zakupione w przypływie emocji i stwierdzenia “przecież to to samo”. Co więcej, do ich sprzętu przekonują się osoby z dobrze nam znanej grupy na FB, które skandowały zazwyczaj hasło “double unders to da się na sznurówce skakać nawet, nie potrzebujesz skakanki”.
Czemu tak się dzieje? Po pierwsze, sznurówki okazują się zawodne, po drugie dobry sprzęt Polskiej produkcji jest dostępny od ręki i nie odbiega jakością od modeli zza oceanu. Tak właśnie jest z modelem skakanki ThornFit Odin, który od razu po zobaczeniu skojarzył mi się ze skakankami Rogue i modelem SR-1S, a dokładniej modelem Stworzonym w kolaboracji z Matem Fraserem. Ze względu, że jestem dużym entuzjastą modeli, które posiadają krótkie “rączki”, a moim niedoścignionym wzorem skakanki jest SPEALLER SR-1S, nie mogłem doczekać się momentu kiedy wezmę do rąk skakankę Odin… i wtedy stało się to.
3 najważniejsze rzeczy na które warto zwrócić uwagę podczas wyboru skakanki to rączki, linka i system obrotowy.
Zanim zacznę recenzję skakanki ThornFit Odin, chciałbym, przybliżyć wam jakim kluczem kieruje się podczas testów skakanek. To co uwzględniłem w powyższym nagłówku to oczywiście absolutna podstawa, którą powinna determinować zakup, a w tym wypadku z czystym sumieniem mogę polecić sprzęt naszych ziomali z Thorn - to przemyślane narzędzia treningowe, nie towar z chin z fajnym logo, w myśl “byle coś sprzedać i tak kupią”. Niezależnie czy to skakanka, klatka czy sztanga jakość jest zawsze priorytetem.
Ten aspekt jest dla mnie niezwykle istotny - Thorn zawsze słucha sugestii swoich klientów, a także sugestii osób związanych blisko ze światem CrossFitowym jak Unbroken Store, doskonaląc swoje produkty. Właśnie dlatego niektóre skakanki możemy oglądać wersjach 2.0 lub 3.0, Jednym słowem, chłopaki z Gdyni robią kawał dobrej roboty.
ThornFit Odin - Skakanka dotknięta… boską ręką?
Nie będę was zanudzał specyfikacją - najważniejsze informacje znajdziecie na karcie produktu. Ja chciałbym przejść do sedna sprawy czyli moich odczuć związanych ze skakanką. Tak jak wspomniałem wcześniej, jestem mocno przywiązany do skakanki Rogue Spealler, która wyznacza dla mnie kierunek jak powinna wyglądać skakanka na CrossFit. Biorąc w ręce skakankę Thornfit Odin poczułem zdziwienie… Jak taka mała skakanka może, ważyć, aż tyle? Tak wziąłem poprawkę na to, że jest zrobiona aluminium, ale poprzednie modele skakanek Thorn zawsze wydawały mi się lżejsze.
Nie jest to absolutnie minus, raczej stwierdzenie tego co oczywiste. Cięższa rękojeść ma swoje plusy takie jak: pewność chwytu, lepsze czucie czy trwałość, co widać w budowie tej skakanki. I trening zrobisz i otworzysz browarka. To co rzuca się w oczy to radełkowanie na rękojeściach - jak dla za mało chropowate, mogłoby być takie jak na sztandze, jeszcze głębsze - domyślam się, że jak dojdzie tam pot, magnezja i reszta śfunksu, może być ciężko o przyczepność w rękach, ale tutaj obronną ręką wychodzi waga wspomniana w poprzednim akapicie.
Same rączki są wykonane bardzo estetycznie i ergonomicznie. Rączka jest bez wypełnienia, dzięki czemu możemy zobaczyć grubość użytego stopu i potwierdzić naocznie skąd bierze się waga rękojeści. Kształt bardzo przypadł mi do gustu - kanciasty styl to zdecydowanie moja bajka, a kolorystyczne połączenie czarnego, białego i złotego to 100% mój kubek herbaty.
Wygląda to naprawdę dobrze, praktyka również zgrywa się z efektem wizualnym. Skakanka leży w ręku bardzo dobrze, nawet jeśli ktoś ma tendencję do chwytania za same końcówki, tak jak w moim przypadku. Ręce nie ślizgają się jak przy skakankach z tworzywa sztucznego i mimo płytkiego radełkowania (co jest sugestią kosmetyczną), double unders wchodzą jak złoto!
Linka z której Thorn, może być dumny
Skoro już jesteśmy przy złocie nie mogę pominąć kwestii linki. W przypadku Thorna i linek dodawanych do skakanek, można powiedzieć, że “to skomplikowane” jak niejeden związek w nieistniejących już gimnazjach. Linki dodawane do skakanek były sztywne i na dobrą sprawę, na “dzień dobry” nadawały się do wymiany, ponieważ, po rozpakowaniu bardziej przypominały sprężynę.
Zła passa dobiegła końca. Linka w skakance Odin to literalnie złoto. Kurde, chyba zaryzykuje stwierdzenie, że ta linka jest lepsza niż w skakance Rogue. Jest elastyczna, a zarazem dobrze wyważona. Średnica 2,4 mm bardzo spoko - nie jestem fanem cieńszych linek. Oplot jest przyjemny w obyciu i nawet jak skusisz w double unders to chłosta boli jakby mniej. Ta linka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie - zarówno przy rozpakowaniu jak i po kilku zrobionych treningach. To jest dobry przykład jak z pięty achillesowej zrobić swoją mocną stronę.
System obrotowy oparty o podwójne łożyska - stara, dobra szkoła
To akurat nie jest żadna nowość. W skakankach ThornFit, nawet tańsze modele mają podwójny system łożysk - w rękojeści i w trzpieniu (tej końcówce). Jestem troszkę wyczulony na tym punkcie i muszę przyznać, że zostaje przy swojej skakance Rogue jeżeli chodzi o ten aspekt, dlaczego?
Wydaje mi się, że kwestia dobrego wyważenia leży w tej końcóweczce, trzpieniu. W skakance SR-1S trzpień jest bardzo nisko osadzony, natomiast w skakance Thorn jest to różnica ok. centymetra w wysokości. Powiesz, że to błahostka, ale takie detale robią różnicę. Może właśnie dlatego, w połączeniu z większą wagą skakanki, mam wrażenie nieco gorszego wyważenia jeśli chodzi o skakankę ThornFit Odin. A może to moje słabe ręce, ciężko powiedzieć. Ale nie oszukujmy się - to jest skakanka którą dostaniesz poniżej 100 zł. Jak za tą cenę to śmiało można powiedzieć, że jest to dobry stosunek ceny do jakości.
Podsumowanie - Skakanka ThornFit Odin - Nowa jakość w segmencie skakanek
Kiedy zobaczyłem pierwszy raz tą skakankę w sieci szybko postawiłem jej wysoko poprzeczkę. Mało jest “krótkich” skakanek, tym bardziej chciałem ją przetestować. W ogólnej ocenie jest bardzo dobrze - Thorn zrobił dobrą robotę. Opisane powyżej sugestie to zaledwie kosmetyka przy całościowej ocenie skakanki, która w według mnie zdała egzamin po mistrzowsku.
Po ostatnim modelu Flash od ThornFit, który jest moim zdaniem przekombinowany, tutaj mamy prawdziwy powrót do korzeni i skupienie się na najważniejszych cechach jakie powinna posiadać skakanka: dobra, elastyczna linka, dobrze wykonane rączki i podwójny system łożysk. Tak powinna wyglądać skakanka na CrossFit.